
· jak zaczęła się Pani droga zawodowa?
36 lat temu, po studiach (ukończyłam biologię na UŚ w Katowicach) jako biolog rozpoczęłam na uczelni pracę w laboratorium. Popołudniami miałam dużo czasu, który chciałam dobrze wykorzystać. Wówczas też szukałam swojego miejsca w życiu. Kiedyś, w kościele usłyszałam, że potrzeba wychowawców do dzieci w ochronce przy Kościele Mariackim. Poszłam tam z ciekawości, no i zostałam. Przez 3 lata byłam w tej ochronce wolontariuszką. W któreś wakacje nie mogłam pojechać na kolonie charytatywne dla dzieci z naszej ochronki. Poszłam więc do Caritasu zapytać czy organizują kolonie. Organizowali, pojechałam. Wtedy spotkałam panią Basię, która była pracownikiem Caritas. Byłyśmy na koloniach razem w Jaworzu koło Bielska. W kolejnym roku pojechałyśmy znowu z grupą dziewcząt. Dziewczęta mówiły: „co z tego, że wyjeżdżają z domów na 2 tygodnie, kiedy potem wracają do rodzin, które są trudne; takie dwa tygodnie nic nie zmieniają w ich sytuacji życiowej”. Wtedy zrodził się pomysł, że dobrze byłoby, gdyby był taki dom, w którym te dziewczyny mogłyby zamieszkać i mogłyby uczyć się, przygotować się do życia w rodzinie. Po powrocie z kolonii pani Basia podzieliła się z ówczesnym dyrektorem Caritas – Księdzem Marianem Malcherem pomysłem stworzenia takiego domu dla dziewcząt. W tym czasie Ks. Malcher otrzymał propozycję otrzymania w darowiźnie byłego ośrodka wczasowego w Ustroniu Nierodzimiu. I tak się zaczęło. Pani Basia już we wrześniu 1991 r. w nim zamieszkała. Ja – po zakończeniu pracy na uczelni – początkiem listopada 91 r. dołączyłam do niej. Obiekt wymagał gruntownego remontu i dostosowania go do zamieszkania. Do lutego następnego roku sprzątałyśmy (śmiech). W lutym 1992 r. do powstającego ośrodka przyszły dwie pierwsze wychowanki: jedna z Mysłowic a druga z Rudy Śląskiej. Miały po 15 lat.


· spodziewam się, że nie było łatwo.
Tak, były to dziewczęta z rodzin niewydolnych wychowawczo, zaniedbanych, alkoholowych, gdzie edukacja nie była w ogóle ważna. Przyjechały dwie pierwsze dziewczyny, dwie odważne. Pierwsza chodziła do siódmej klasy, a druga we wrześniu rozpoczęła naukę w szkole zawodowej jako krawcowa. W czerwcu 1992 r. przeprowadziłyśmy nabór na następny rok szkolny, a od września w ośrodku zamieszkało 12 dziewcząt. Oczywiście zdarzało się, że po kilku miesiącach dziewczyny mówiły „nie”, że za duże wymagania. Zdarzało się, że uciekały, jak to młodzież. Był to bardzo ważny okres, w którym powstawały i krystalizowały się zasady pobytu w naszym ośrodku. Ogromny udział w tym miały same wychowanki.
· czemu uciekały?
W 2002 roku ośrodek został wpisany na listę placówek wspieranych przez rząd. Od tego czasu miałyśmy zabezpieczenie finansowe na działalność ośrodka. To był plus. Minusem było to, że dziewczyny były do nas kierowane postanowieniem sądu. I od tego czasu było trudniej prowadzić pracę wychowawczą. Bo „jak muszę, to nie, to pokażę, że nie chcę”. Dopóki dziewczyny same decydowały o przyjściu do ośrodka, to czuły się w tej decyzji ważne i szanowane. Ta ich decyzja dobrowolna, to była podstawa do podejmowania trudu zmiany. Nawet jak dziewczyny miewały jakieś kryzysy, to jednak miałyśmy się do czego odwołać. Natomiast jak dziewczyna przychodziła, bo musiała, bo „ją tu wrzucili,” demonstrowała to, że nie chce zostać. To były trudniejsze lata. Ucieczki, różne sytuacje…


· Jak wyglądało życie w ośrodku?
Ośrodek i jego zaplecze stwarzało możliwości wychowania do pracy przez pracę. I taki był pomysł. Pracowałyśmy wspólnie: wychowawcy razem z wychowankami. W ramach wspólnych prac robiłyśmy przetwory na zimę, dbałyśmy o rabaty kwiatowe, o porządek w domu, itp. Był to czas nauki, rozmów, poznawania siebie nawzajem. Było w tym wszystkim dużo radości. To budowało nasze wzajemne relacje i więzi. Wspólna praca, wspólne działanie, wspólne bycie. To oczywiście wszystko musiało być wyważone. Wychowanka wiedziała, że życie to nie tylko przyjemności, ale też obowiązki. A nasze życie kręciło się wokół tych dzieci i towarzyszenia im. To było dla mnie zawsze ogromnie ważne. Nie miałyśmy swoich rodzin, byłyśmy dyspozycyjne nie tylko przez 8 godzin. Zawsze traktowałyśmy dziewczyny poważnie, dzięki temu wychowanki widziały, że jesteśmy dla nich całym sercem. Dla mnie to też była decyzja, że jestem z nimi na 100%, na całego, bo tego potrzebowały najbardziej. Do tej pory zawsze spychane, odrzucane, pomijane, nieważne, gorsze.
· czy to przyniosło oczekiwane rezultaty?
Jest bardzo dużo dziewczyn, które wyszły na prostą. Do dzisiaj z wieloma mamy kontakt, spotykamy się, wspominamy.
· jakieś skutki uboczne?
Zawsze mówiłam, że spanie to była moja największa pasja (śmiech), bo zawsze tu chodziłam niewyspana. Tyle się działo codziennie. Nauczyłam się tego perfekcyjnie (śmiech) – czasami 15 minut drzemki mi wystarczyło i czułam się zregenerowana, by dalej działać.
· czy ma Pani jakąś radę dla osób, które teraz „wchodzą” w ten zawód?
Trzeba być słuchaczem. Albo się to ma, albo nie. I należy się w tym ćwiczyć. Ciężko będzie gadułą, bo dziecko nie chce być słuchaczem, ono chce być wysłuchane. Jeśli nie ma się czasu dla dziecka, pojawiają się trudności. Towarzyszenie dziecku jest kluczem. Bo my dziecka nie zmienimy, możemy nie mieć na niego wielkiego wpływu, ale będąc obok i słuchając go możemy mu w ten sposób pomóc.


· jakie plany na emeryturę?
Pracuję do końca października. Potem wracam do domu rodzinnego, do Goczałkowic. Wracam, bo mama potrzebuje wsparcia, ma już 89 lat. I chcę więcej czasu spędzić z mamą. Przychodzi ten moment, że mogę spokojnie zamknąć etap pracy w ośrodku w Nierodzimiu i skupić się na towarzyszeniu mamie.
· dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.

Ania Wawrzyczek całe swoje życie poświęciła Caritas. Przez lata kierując Ośrodkiem Caritas Święta Rodzina w Ustroniu – Nierodzimiu. Z zespołem współpracowników stworzyła dom dla dziewcząt z trudnych środowisk. Często podkreśla, że nagrodą za jej pracę jest odwzajemniona miłość i wdzięczność teraz już dorosłych kobiet, które potrafiły przerwać w swoim życiu krąg i pasmo zła, którego doświadczały w dzieciństwie. Pani Ania została nominowana do nagrody „Ubi Caritas” w kategorii „Świadectwo Caritas”. W tym roku przechodzi na emeryturę.